Alicja Rosé
Kartka z dziennika
Był ciepły październikowy dzień. Koty wylegiwały się na gankach domów, niczym na Olimpie. Nie trzeba było być Ewą i Adamem, jabłek było w bród, różnych odmian, kształtów. Zaczepiony gospodarz sprzedał Charlesowi olbrzymią skrzynię po skromnej cenie. Chodziłam po niewielkiej wsi, wyobrażając sobie, jak Olav Hauge wstawał rano, jak walczył z własnym smokiem, jak starał się pisać w olbrzymiej samotności. Później, dużo później, dołączyła do niego jego dobra towarzyszka, Bodil Cappelen, z którą dzielił dni. Ale zanim to się stało, był samotny.
To jest tylko fragment artykułu. Pełną wersję przeczytasz w numerze dostępnym woblink.com